Mimo że w Polsce od kilku lat pensje wciąż rosną, to nie wszyscy mogą być z tego zadowoleni. Najmniej cieszą się z tego powodu osoby planujące zakup nieruchomości, bowiem ceny mieszkań rosną jeszcze szybciej, szczególnie w największych miastach.
Według danych GUS przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w marcu 2019 roku wynosiło ponad 5100 zł brutto, co oznacza wzrost w stosunku do ubiegłego roku o 5,7 proc. Jednak taka podwyżka nie cieszy osób planujących zakupić nieruchomość, bowiem wzrost ich cen znacznie przewyższa wzrost wynagrodzeń, nabywcy mogą więc pozwolić sobie na coraz mniejszy metraż.
Portal aleBank.pl wyliczył, że za średnią pensję netto w 2018 roku można było kupić niecałe 0,68 metrów kwadratowych mieszkania. Z kolei rok wcześniej można było kupić nieco więcej – średnie miesięczne wynagrodzenie pozwalało na zakup nieco ponad 0,69 mkw. mieszkania na rynku wtórnym.
Najgorzej w większych miastach
Sytuacja najmniej optymistycznie wygląda w największych miastach. Mieszkańcy stolicy, Krakowa i Trójmiasta za swoją przeciętną pensję mogą kupić jedynie nieco ponad pół metra kwadratowego mieszkania. To niezbyt imponujący wynik. Co więcej, z danych porównawczych dotyczących 17 dużych miast wynika, że w czterech miastach (Bydgoszczy, Gdańsku, Gdyni i Katowicach), ceny nieruchomości mieszkalnych są proporcjonalnie wyższe w stosunku do pensji niż jeszcze pięć lat temu. Skąd takie relacje cen? Głównym powodem jest bardzo szybki wzrost cen mieszkań. Przykładowo z opracowania aleBank.pl wynika, że w Trójmieście w ciągu ostatnich pięciu lat ceny wzrosły o ponad 40 proc.
Zbyt duży popyt, zbyt mało mieszkań
Powodów tego, że ceny mieszkań rosną znacznie szybciej niż wynagrodzenia można wymienić przynajmniej kilka. Główne powody zostały opisane między innymi w analizie mBanku opublikowanej na początku bieżącego roku. Na podstawie powyższego opracowania, zdaniem ekspertów z mBanku, na polskim rynku mieszkaniowym jeszcze długo będzie widoczny trend napędzany mocnym, lecz naturalnym popytem na lokale mieszkalne ze względu na zbyt małą liczbę mieszkań na rynku. Według analityków banku aktualna liczba mieszkań w Polsce (371 lokali mieszkalnych w 2017 r.) w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców jest znacznie niższa niż średnia liczba mieszkań w Unii Europejskiej i krajach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, gdzie średnia wynosi od 460 do 480 mieszkań w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. Niestety mieszkań będzie brakowało jeszcze bardzo długo.
Zbyt mała liczba mieszkań to nie wszystko. Ich jakość również nie jest zadowalająca. Obecnie w naszym kraju na jednego mieszkańca przypada obecnie 1,1 izby (pokoju), natomiast średnia dla wszystkich 28 krajów członkowskich UE wynosi 1,7 izby, a w niektórych państwach Europy Zachodniej średnia przekracza 2 izby.
Niskie stopy, drogie materiały i wysokie koszty pracy
Na wzrost cen wpływają również niskie stopy procentowe, dzięki którym kredyty są relatywnie tanie, zatem ich zakup (zarówno dla siebie, jak i pod wynajem) staje się opłacalny. W 2018 roku w największych miastach ponad połowa mieszkań o mniejszym metrażu w atrakcyjnych inwestycjach deweloperów została zakupiona właśnie pod wynajem.
Poza tym poszły w górę koszty pracy (w tym wynagrodzenia budowlańców), mocno zdrożały materiały budowlane, a w dużych miastach brakuje już tanich terenów pod zabudowę.