Pandemia koronawirusa zachwiała całą gospodarką, w tym rynkiem nieruchomości. Widząc, że sytuacja jest niepewna, banki szybko stały się dużo bardziej ostrożne w przyznawaniu nowych kredytów. Akcja kredytowa zahamowała – niewiele osób spełniało wymagane kryteria. Jednak świeże dane pokazują, iż widać poprawę, ponieważ instytucje finansowe nieco poluzowały swoją kryzysową politykę. Czy oznacza to stopniowy powrót do poprzedniego stanu?
Koronawirus dopadł banki
Podstawą biznesu prowadzonego przez banki jest poprawna kalkulacja ryzyka związanego z udzieleniem kredytu. Duża wiarygodność kredytowa klienta to duża szansa na to, że terminowo i bezproblemowo będzie spłacał swoje zobowiązanie. Czyli – że bank będzie systematycznie otrzymywał zarówno raty długu, jak i swoje wynagrodzenie, wliczone w kredyt. Nie dziwi więc, iż gdy czasy stają się niepewne i gospodarka się chwieje, banki zaostrzają politykę kredytową. To właśnie się wydarzyło, gdy rozpoczęła się pandemia koronawirusa i wprowadzono związane z nią obostrzenia.
W ramach asekuracyjnych posunięć banki praktycznie przestały honorować inne źródła dochodu niż umowa o pracę. W kiepskiej sytuacji znaleźli się nie tylko ci, którzy pracują w oparciu u umowy cywilno-prawne, ale też właściciele firm. Wiele branż banki zaczęły traktować jako zbyt ryzykowne i uzyskiwane z nich dochody uznało za niewystarczające do zabezpieczenia spłaty kredytu. Został również podniesiony wymagany wkład własny. O ile przed pandemią, zgodnie z rekomendacją T, banki zazwyczaj żądały maksymalnie 20% wkładu (a i to można było obejść wykupując ubezpieczenie niskiego wkładu własnego), o tyle epidemia COVID-19 sprawiła, iż bez 20% nie było co nawet próbować. A najlepiej było mieć więcej.
Zaczyna się rekonwalescencja?
Na rynku kredytów hipotecznych powstała obecnie specyficzna sytuacja – rekordowo niskie stopy procentowe sprawiają, że koszt zobowiązania jest również rekordowo niski, jednocześnie jednak niewiele osób przechodzi przez kryzysowe sito banków, bojących się niewypłacalnych klientów. Ostatnie sygnały sugerują jednak, iż zaczyna się liberalizacja kryzysowych regulacji.
Na chwilę obecną zmiany są niemal kosmetyczne i można je traktować raczej tylko jako ewentualną zapowiedź tego, że akcja kredytowa z czasem znowu ruszy pełną parą. Banki zmniejszyły nieznacznie obostrzenia dotyczące minimalnego wkładu własnego, jak też zredukowały listę branż uznawanych za ryzykowne. To ostatnie przekłada się na większą dostępność kredytów na mieszkanie dla osób prowadzących własną działalność gospodarczą.
Wyhamowanie akcji kredytowej sprawiło, że wiele osób z mniejszą zdolnością kredytową nie może sobie pozwolić na zakup własnego mieszkania. Dotyczy to głównie młodych, o jeszcze nieustabilizowanej sytuacji zawodowej. Jednocześnie z niedostępnym kredytem występuje zjawisko wciąż rosnących cen. Mimo spodziewanej zapaści wywołanej koronawirusem, na razie rynek mieszkaniowy ma się dobrze. W niewielu ośrodkach wystąpiły nieznaczne korekty w dół, w większości lokalizacji ceny zatrzymały się, a w kilku – nadal rosły. Taka konfiguracja nie jest korzystna dla klienta, bo mimo taniego kredytu, nie ma on szansy na zakup własnego lokum. Być może niewielka liberalizacja zasad, z którą mamy teraz do czynienia, jest sondowaniem rynku i po niej nastąpi większe poluzowanie zasad udzielania kredytów na mieszkanie.